piątek, 28 listopada 2008

Olimpiada w Dreźnie - podsumowanie

Podsumowując olimpijskie boję zacznę od rzeczy najprzyjemniejszych. Piąte miejsce naszych pań należy uznać za wynik bardzo dobry, choć pewien niedosyt pozostaje. Do ostatniej rundy wystartowały jako samodzielne liderki i zwycięstwo w meczu z Ukrainkami dawało "złoty medal". Minimalna przegrana z Ukrainkami zepchnęła nasze panie na 5. miejsce - urok systemu szwajcarskiego. Być może nie wytrzymały napięcia, które spowodował dzień wolny przed ostatnią partią. Dwa dni "myślenia" o mistrzostwie świata zrobiły swoje. Szczególnie widać to było w grze Iwety Railich i Jolanty Zawadzkiej.
Jeśli chodzi o wyniki indywidualne to Monika Soćko w znakomity sposób walczyła na pierwszej szachownicy (6,5 pkt. z 10). Jako jedyna z reprezentacji Polski nie poniosła porażki a przeciwniczki, z którymi grała to ścisła, światowa czołówka m.in. Aleksandra Kosteniuk (mistrzyni świata), Hou Yifan (wicemistrzyni świata), czy Maja Cziburdanidze (wielokrotna mistrzyni świata). Czwarte miejsce na pierwszej szachownicy w pełni oddaje klasę gry mistrzyni Polski. Jedyny kamyczek w ogródku Moniki to remis w wygranej z Saszą Kosteniuk.
Poniżej oczekiwań zagrała Iweta Rajlich (4,5 pkt. z 10 na drugiej szachownicy), choć grała jak prawdziwa kobieta, czyli w kratkę. Zadyszka w końcówce (dwie porażki) dopełniła całości.
Jolanta Zawadzka (6 pkt. z 10) zagrała na miarę swoich możliwości, choć nie uniknęła kilku wpadek. O grze Marty Przeździeckiej trudno coś konkretnego powiedzieć, gdyż grała tylko trzy partie, z których jedną wygrała.
Na koniec zostawiłem sam "smaczek" polskiej ekipy, czyli Joannę Majdan. Na czwartej szachownicy wprost demolowała swoje przeciwniczki. Zdobyła najwięcej puntów na całej olimpiadzie (wśród kobiet i mężczyzn), grała odważnie i pewnie. Oczywiście, popełniała błędy, ale jej przeciwniczki tego nie wykorzystywały. Szczęście sprzyja lepszym a osiągnięcie tak rewelacyjnego wyniku bez pomocy Caissy jest niemożliwe.
Pewnie, gdyby naszym paniom przed olimpiadą zaproponowano piąte miejsce, "pocałowałyby w rękę" i wzięły bez gry (Polska miała 9 ranking), jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia. Szansa gry o złoto pojawi się dopiero za dwa lata na olimpiadzie w Rosji. I jeszcze jedna sprawa, bardzo ważna dla zwykłego kibica. Nasze panie dostarczyły nam emocji dosłownie do ostatniego ruchu.
Jesli chodzi o panów, to trudno wynieść z występu naszej reprezentacji wiele pozytywów. Jedyną jakółką był mecz z Rosją (2 : 2) i remis Kamila Mitonia z Władimirem Kramnikiem. Dwie przegrane na finiszu zepchnęły polską drużynę na odległe, 29 miejsce.
Panowie grali przeciętnie, bez fajerwerków a to przy systemie szwajcarskim nie może dać pozytywnego wyniku. W składzie brakowało kilku zawodników z wyższymi rankingami, ale to decyzja (i zmartwienie) władz Polskiego Związku Szachowego.
I na koniec sprawa bardzo zadziwiająca. Polskie media nie zauważyły, że przez dwa tygodnie odbywała się za miedzą największa, szachowa impreza na świecie a Polki miały szansę zdobyć nawet drużynowe mistrzostwo świata. Ale to pewnie nie wina mediów. Dziennikarze nie muszą być "miłośnikami szachów". Na odpowiednim "sprzedaniu" szachów winno w szczególności zależeć władzom PZSzach. a znając życie, pewnie wiele w tym kierunku nie uczyniono. Ten przytyk winien zostać wykorzystany w debacie na najbliższym, walnym zjeździe PZSzach. już w sobotę, 29 listopada.

Na zdjęciu: sprzątanie po olimpiadzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz