piątek, 5 października 2018

Adam Dzwonkowski o olimpijskim starcie w Batumi

Zwyczajowo sportowcy nie są zadowoleni z czwartego miejsca. I tak też jest w przypadku naszej drużyny szachowej. Ale nie wynika to z samej czwartej pozycji na szachowej Olimpiadzie, bo jest ona historycznie najwyższa po II wojnie światowej, ale ze sportowej złości, bo rozegrali piekielnie silny turniej, grali wyśmienicie, pokonali takie potęgi, jak Rosja, czy USA i to nie wystarczyło. 
Ale my zobaczyliśmy wielki zespół, który nawiązał do tradycji przedwojennych, kiedy to każdy MUSIAŁ się z drużyną pod przewodnictwem wielkiego Akiby Rubinsteina liczyć. Zespół, który w każdym meczu wgryzał się w gardła przeciwników, próbując osiągnąć niemożliwe. Zespół, który okazał się monolitem i nie widać było w nim słabego punktu. Zespół, w którym "za starego" uważano Radka Wojtaszka, a który jeszcze przecież szczyt kariery ma przed sobą. Zespół, w którym dwóch debiutantów bezwzględnie "kosiło" swoje deski. No i wreszcie wspaniały zestaw ludzi i przyjaciół, którzy dopiero zaczynają wspólną szachową przygodę. Przed nimi lata wspólnej gry i wiele zwycięstw – indywidualnych i drużynowych. 
Ja osobiście serdecznie Wam dziękuję za te dni, kiedy z niedowierzaniem patrzyłem na Wasze wyczyny. Dni, które potwierdziły, że warto być z polskimi drużynami, bo nie zapominajmy, że nasze Panie też dostarczają nam od lat wiele radości. Tym razem poszło gorzej, ale koledzy godnie je zastąpili. Ale dwa lata temu, to one były wielkie!
Nie zgodzę się z arc. Mateuszem Bartlem, że szkoda wysiłku. Nie szkoda. Warto było i była to wielka inwestycja w przyszłość. Janek zagrał najsilniejszy turniej w swojej karierze i go "ustał". Radek był opoką zespołu i ani przez moment nie zawodził, a to co zrobili Kacper, Jacek i Kamil... Nie ma słów. 
Rok temu brąz na Drużynowych Mistrzostwach Świata uznawano za przypadek, przed Olimpiadą nieśmiało mówiono(trener reprezentacji USA), że możemy być "czarnym koniem", ale w trakcie zawodów opinia o Polakach przeszła ogromną metamorfozę od objawienia do zespołu, który może rywalizować ze wszystkimi. Nazwisko Duda było najczęściej wymawianie przez komentatorów i to zawsze w kontekście przyszłej gwiazdy. Sam Magnus Carlsen mówił, że lubi oglądać jego partie. Nazwa naszego kraju zawsze była umiejscawiana w pozytywnym kontekście - niespodzianki, sukcesu, zwycięstwa i wielkiej woli walki, ale też świetnego ubioru. Czy tacy, jako naród, nie jesteśmy? 
Teraz pozostaje nam podjęcie próby zdyskontowania tego sukcesu. Oby Janek i Radek dostali zaproszenia na superturnieje, a pozostali koledzy dostali "mocy" i powalczyli o kolejne "niemożliwe" - wejście do elity superarcymistrzów i zbudowanie drużyny marzeń.
Arc. Bartosz Soćko to oddzielna historia. Pamiętam jego obawy przed objęciem zaszczytnej, ale i trudnej, funkcji trenera Reprezentacji Polski. Pamiętam jego załamanie, kiedy nie szło nam w Baku i ogromną radość, jak skończyliśmy na siódmej pozycji. Dziś może stać w szeregu z najlepszymi w tej dziedzinie. Genialnie rozgrywał trzecią i czwartą szachownicę zaskakując rywali rotacją zawodników. To on wprowadził nowe metody treningowe, które zbudowały kondycję tego zespołu. I to on udowodnił, że z niedawnego kolegi można być świetnym szefem. 
Fantstycznie w tej układance znalazł się arc. Daniel Sadzikowski, który po nocy nie spał, tylko harował na rzecz bardziej doświadczonych kolegów. A przecież on też mógł być jednym z nich! A może i będzie, bo wiele się na pewno nauczył. No i wreszcie Kamil Mitoń, którego obecność pokazuje, jak poważnie do gry w reprezentacji podchodzi Janek Duda. 
My naprawdę mamy polski "Dream Team". Jednak różnica jest taka, że ich prawdziwy sukces jeszcze nie nadszedł. Teraz pozostaje słuchać Kamila, który w wywiadzie po meczu z Rosją powiedział "Keep Focus!". Nie ma chyba większej motywacji do dalszej pracy, niż prawdziwy sukces, który realnie był w zasięgu. 
Dziękuję Ministerstwu Sportu i Turystyki, Totalizatorowi Sportowemu i Mokate, za to że byli w polskimi zespołami w Batumi. To też zostało zauważone przez komentatorów. Ale dalej jeszcze finansowo odstajemy od tych, których pokonaliśmy, bo podobno sam Caruana dostał za ten start więcej, niż wynosi budżet naszych chłopaków na cały rok.
A kibice? Fajnie się kibicowało z domu. Jednak, jeżeli naprawdę szanujecie tych chłopaków i ich ciężką pracę, to nie ma takiej opcji, aby nie być w sobotę o 23:00 na Okęciu. Bo oni grali też dla Was! I teraz jest Wasz ruch!
PS. W tle sukces też odnieśli polscy działacze szachowi. Mamy wiceprezesa FIDE, Prezydenta strefy środkowoeuropejskiej i aż trzy osoby w szerokim Zarządzie. Może to wszystko pomoże szachom zostać zauważonym przez media i sponsorów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz