W dniach 9-17 stycznia 2010 roku w warszawskim Novotelu odbędą się 67. indywidulane mistrzostwa Polski panów i 62. indywidualne mistrzostwa Polski pań w nowej formule. Panowie zagrają systemem szwajcarskim a panie systemem pucharowym (?!). Sposobów wyłaniania najlepszych szachistów w kraju było kilka. Turnieje kołowe poprzedzone półfinałami kołowymi lub szwajcarskimi, turnieje szwajcarskie, ale systemu pucharowego (panie) jeszcze nie. To będzie niezaprzeczalny wkład nowego zarządu PZSzach w historię naszej dyscypliny.
Czytając przesłanki, jakie towarzyszyły podjęciu takich decyzji, dochodzę do wniosku, że chęci jest wiele, ale nie staje możliwości lub wyobraźni. System pucharowy jest widowiskowy i dla promocji samej gry bardzo skuteczny. Myślę jednak, że dla wyłonienia najlepszych graczy, najmniej sprawiedliwy a przecież w mistrzostwach Polski o to chodzi. I podstawowe pytanie: dlaczego panie grają innym systemem a panowie innym? Wprowadza to niepotrzebny galimatjas w głowach potencjalnych kibiców. Także dziennikarz relacjonujący przebieg turnieju zostanie pięć razy zdjęty z anteny, nim wyłuszczy szczegóły. Jeszcze jedno - współczuję paniom, które będą musiały grać dogrywki (początek godz. 21.00) po rozegraniu normalnej partii. Rozwiązanie jest oczywiście proste, ograć wcześniej przeciwniczkę, ale przecież nie o to chodzi.
Jeśli chodzi o system rozgrywek dla panów, to przyznam się, że nie mam zdania. Widziałem turnieje kołowe i "szwajcary" i w obu systemach bywało różnie. Wszystko zależało od organizatorów i zawodników. System kołowy jest bardziej "dystyngowany" (gra sama elita). W "szwajcarze" większa ilość zawodników może powalczyć o "zaszczytny" tytuł mistrza Polski.
Tu pojawia się kolejny problem z określeniem "zaszczytny". Kiedyś słowo zaszczytny używało się bez cudzysłowia, choć na mistrzostwach Polski były bardzo marne nagrody. Chodziło o sławę, prestiż tudzież podobne przymiotniki - dziś coraz mniej spotykane. Teraz w dobie kapitalizmu liczy się "kasa" i pewnie słusznie. Tu zarząd PZSzach nie do końca stanął na wysokości zadania, choć jest zdecydowanie lepiej, niż w poprzednich mistrzostwach. U panów pierwsze miejsce warte jest 20.000 zł brutto a u pań 14.000 zł. Jak na sztandarową imprezę PZSzach, to raczej skromnie. Po odliczeniu podatku i kosztów pobytu zawodnika wraz z trenerem, za wiele nie zostaje. Leży przede mną zdjęcie z 59. mistrzostw Polski (2002 rok), gdzie Michał Krasenkow dzierży czek na 10.000$, Bartłomiej Macieja na 7.500$ a Tomasz Markowski na 5.000$. Rok później było jeszcze bogaciej.
Kolejną sprawą jest prestiż samej imprezy. Tym jest większy, im więcej ważnych ludzi się nią interesuje. W wypadku tych mistrzostw są to prezes PZSzach i burmistrz dzielnicy ewentualnie dyrektor Novotelu, choć jego bym nie liczył, gdyż jest finansowo zaangażowany. Bardzo skromnie. Na czele komitetu honorowego w roku 2003 stał prezydent RP. Oprócz niego byli "wszyscy święci" tamtejszych elit.
Nie piszę tych słów, by "dowalić" władzom PZSzach, lecz po to, by w kolejnych mistrzostwach było lepiej. Były prezes PZSzach Przemysław Gdański (jedni go lubią, inni nie) pokazał do czego dążyć. Uczmy się od dobrych nie wyważając otwartych drzwi.
I już zupełnie na koniec, ciekawostką "przyrodniczą" jest ilość nagród. U panów (40 zawodników) - 10 nagród, u pań (16 zawodniczek) - 16 nagród. Nie, żebym paniom żałował, ale jakaś logika obowiązuje - nawet działaczy szachowych.
Na zdjęciach: Iweta Rajlich i Bartłomiej Macieja w styczniu będą bronić zaszczytnego tytułu mistrza Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz