wtorek, 23 listopada 2010

Bezdomni szachiści kontra nowojorska policja

Gdziekolwiek się udasz w Nowym Jorku, prawdopodobnie w pobliżu znajduje się szachowy stolik. Zgodnie z departamentem parków, jest ponad 2000 publicznych szachowych lub warcabowych stołów w 536 parkach, oferujących doskonałe miejsce do ofiary hetmana lub promocji piona.
Chyba, że szachowe stoliki znajdują się na terenie placu zabaw.
Siedmiu szachistów w Górnym Manhattanie dowiedziało się o tym, gdy policjanci podeszli do kamiennych szachowych stolików w Inwood Hill Park i ukarali ich mandatami za nieprzestrzeganie znaków.
Stoliki są za bramami placu zabaw i jest na nich znak, że dorośli bez towarzystwa dzieci nie mogą w nim przebywać.
Podobne znaki są przed prawie wszystkimi placami zabaw, żeby uniknąć, jak nazywa to parkowy urzędnik, „niewłaściwego użycia przez dorosłego przestrzeni przeznaczonej dla dzieci”.
Głównymi użytkownikami szachownic są dorośli i wydaje się, że generalnie natura szachistów nie jest groźna dla otoczenia. Dlatego członkowie Inwood Hill Seven zastanawiają się, jaka jest logika w najeździe na szachistów 20 października.
„Co jest groźnego w szachach?", spytal Yacahudah Harrison, 49 lat, bezdomny, który wraz z czterema innymi mężczyznami grał przy stolikach w porze obiadowej, gdy trzej policjanci przyjechali do parku. „Jest to spokojna gra.”
Harrison, z białą brodą i osobowością przypominającą Świętego Mikołaja, powiedział, że zaczął grać w szachy w parku dwa lata temu, gdy sąsiad, który zobaczył go grającego na stacji metra przy 207. Ulicy zaprosił do parku, żeby uczył dzieci grać w szachy.
"Z tego co wiem, szachy są akceptowane w każdej kulturze”, powiedział. „Pijemy jaśminową herbatę i jemy ciastka, nic zdrożnego. Policja, powiedział, „skoczyła na nas, jakbyśmy byli groźnymi dilerami narkotyków”. Stoliki są oddzielone od reszty placu zabaw płotem. Harrison powiedział, że w tym czasie nie było tam dzieci.
Harrison i współoskarżeni otrzymali mandaty w wysokości $50. Muszą oni zjawić się przed sądem do 28 grudnia.
Choć park ma problemy ze sprzedawaniem narkotyków i różnymi chorymi aktywnościami, zwolennicy szachistów mówią, że policja ściga nie tych ludzi.
„Ten incydent jest wstydem dla policjantów z 34. Posterunku, którzy nie wiedzą, jak używać swoich praw”, powiedziała Joanna Johnston, której 7-letni syn nauczył się grać w szachy na placu zabaw i która napisała listy do policji i burmistrza.
Ale dowodzący 34. Posterunkiem kapitan Jose Navarro powiedział, że przejrzał mandaty i je popiera. Przedstawiciel policji powiedział, że mandaty są częścia większej kampani oczyszczania parków, którą spowodowały skargi rezydentów na przestępstwa.
Harrison powiedział, że od tamtego czasu żaden z szachistów nie wrócił na plac zabaw.
„Nie szukamy kłopotów”, powiedział. „Nie łamiemy prawa.”

Ze strony: http://chesscommunity.net/ - zaglądajcie tam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz