Machiavelli za szachownicą, czyli o sztuce wygrywania za wszelką cenę
Gdy przystępujemy do rywalizacji sportowej naszym podstawowym celem, który determinuje nasze działania, jest zwycięstwo. To stwierdzenie może wydawać się truizmem. Z antropologicznego punktu widzenia jednak, jeśliby spojrzeć na naszą cywilizację, każda inicjatywa, którą podejmuje człowiek, wpisuje się w ramy dążenia do przyjemności oraz unikania za wszelką cenę bólu. Ewolucja posługując się tym wzajemnie zależnym układem, ma na celu, przede wszystkim, zachowanie gatunku, niepodobna też pomyśleć o jakimkolwiek rozwoju człowieka bez tej dwubiegunowej konstelacji, zapisanej głęboko w genach, która zmusza nas do ciągłego ulepszania rzeczywistości, bez niej, ani chybi, nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach.
W sporcie, aby osiągnąć przyjemność, jaką jest bez wątpienia wygrana, uczestnicy zmagań nierzadko posuwają się do zachowań nie fair. Tutaj prawo przyczynowo-skutkowe, wedle którego, zawodnik, czy też drużyna, przekraczająca przepisy jest natychmiast surowo karana raczej nie obowiązuje. Kiedy piłkarski świat przyglądał się z niesmakiem reprezentacji Francji, która awansowała na mundial w RPA dzięki bramce Henr'ego zdobytej ręką w ostatnich minutach meczu eliminacyjnego, mało kto dobrze życzył Francuzom. W tym wypadku mechanizm zadziałał prawidłowo: Francuzi skompromitowali się, zajmując ostatnie miejsce w grupie i w atmosferze skandalu powrócili do domu, natomiast poczucie sprawiedliwości przeciętnego kibica bardzo nie ucierpiało. Chociaż raz. Ale są to wyjątki, bo można, nie zadając sobie specjalnego trudu, wymieniać w nieskończoność przypadki odwrotne (rok 86-Meksyk-gol strzelony ręką przez Maradonę w meczu z Anglią i późniejsza wygrana w finale Argentyny z RFN:3-2), gdzie podobne zachowania uchodziły winowajcom i dana drużyna wygrywała całe zawody.
W szachach, będąc zarówno zawodnikiem jak i kibicem, widziałem już niejedno i niejedno też słyszałem jeśli chodzi o grę nie fair, choć trzeba przyznać, ciągle mnie coś zaskakuje i zadziwia. Ilość "fauli" w szachach przybywa, niewątpliwie, wraz ze zmniejszającym się czasem do namysłu dla zawodnika na całą partię, aby osiągnąć swoją niechlubną kulminację w partiach błyskawicznych, które z prawdziwymi szachami nie mają wiele wspólnego. Niedawno dowiedziałem się o pewnym zawodniku, który na ruch 1.e4 odpowiada obroną Alechina 1..Sf6. Po 2.e5 wraca skoczkiem na g8, zatrzymuje zegar, woła sędziego, reklamujac nieprawidłowy ruch:1.e2-e5.Prawda, że ciekawe? Częstym "grzechem" wsród szachistów jest granie na czas całkowicie remisowych, teoretycznych pozycji. Przykłady podobnych "antyszachów" spotykamy nawet w partiach arcymistrzów. Tego typu wydarzeniom sekundują z pewnością sędziowie, którzy, zakładając a priori, że szachiści to inteligentni ludzie (czyż to nie Goethe mawiał, że miarą intelektu jest partia szachów?) i w dodatku gentelmani, więc między sobą, wnet rozstrzygną nawet najbardziej sporną kwestię. Normalnym obrazkiem podczas turnieju jest sędzia, wpatrzony, jak na seansie hipnozy w ekran monitora podczas trwania rundy, który sam siebie widzi wszędzie, tylko nie między grajacymi, aby na bieżąco wychwytywać sporne sytuacje. Szachy, jak widać, są jedyną dyscypliną, gdzie zawodnicy sędziują sobie sami. Taka specyfika. Szachistom, którzy celują w zagraniach nie fair takie zaufanie jest bardzo na rękę. Przykłady z niechlubnej karty "pozasportowych" zachowań adeptów gry królewskiej można by mnożyć w nieskończoność. To temat na pokaźnych rozmiarów książkę, wszak niesportowe zachowania idą z szachami ręka w rękę od samego ich zarania. W postawach nie mających wiele wspólnego z duchem sportu, gdy spojrzymy obiektywnie, specjalizowało się wielu mistrzów świata w szachach, także, można stwierdzić nie bez przekory, szachista jeśli chce ma się od kogo uczyć. Ogólny zarys sytuacji, który tutaj kreślę, to tylko pewna część szachowego krajobrazu. Nie aż tak duża jakby się mogło wydawać z moich wcześniejszych słów, zwracam uwagę tylko na problem. Oczywistym jest, że znaczna większość rozumie ducha prawdziwej rywalizacji, gra fair i z tymi szachistami gra może być nie tylko przyjemna ale i twórcza.Słowo o roli wychowawców i trenerów. Już od samego początku nauki szachów, od pierwszych turniejów, należy młodych szachistów uczyć szacunku do przeciwnika, właściwego zachowania podczas partii, jednym słowem kulturalnego zachowania. Nie oznacza to aby uczyć naiwności, w odniesieniu do tego co zostało powiedziane wyżej. Podczas gry podopieczni zetkną się, wcześniej czy poźniej z tym problemem i aby lepiej byli do niego przygotowani, warto ze swojego doświadczenia opowiedzieć im, z jakim typem niesportowych zachowań mogą się zetknąć. Napewno ten czas nie będzię zmarnowany. Wychowując w prawdziwym duchu sportu nieraz ktoś może odnieść wrażenie, że idzie pod prąd, gdy widzi się: wszechogarniającą pajęczynę korupcji, doping, układy oraz inne patologie. Sensem wychowania jednak jest wskazywanie młodym ludziom, jak się zdrowo buntować przeciwko temu co złe, jak szukać wartości i piękna, które jest w nich, a także poza nimi. Ale to już temat na zupełnie inny artykuł...
Krzysztof Jopek
Sosnowiec, woj.śląskie, Poland
Jest absolwentem Instytutu Filozofii Uniwersytetu Śląskiego, obecnie studiuje podyplomowo pedagogikę specjalną. Ponadto jest instruktorem sportu w szachach oraz sędzią. Jego pasje to: literatura, psychologia, nauczanie szachów, podróże (40 tys. km autostopem), fotografowanie przyrody, nauka i astronomia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz