niedziela, 17 października 2010

Krzysztof Jopek broni szachistów jak lew - http://psychologiaiszachy.blogspot.com/

      Przedsięwzięcie to nie lada napisać optymistycznie wbrew faktom. Trudno  mianowicie poprzez ciąg logicznego wywodu wykazać, że jako grupa w jakiś szczególny sposób isniejemy w świadomości społecznej. Fakty są takie, że jesteśmy gdzieś na jej obrzeżach, trwamy na uboczu i albo nie mówi się o nas wogóle albo z lekceważeniem i ironią. W języku potocznym istnieje dobrze wszystkim znane  jednoznacznie negatywne określenie: "refleks szachisty". Pada ono czasami i ogólnie wiadomo, że nie chodzi o szybkość jaka towarzyszy szachistom w niedoczasach  gdy wykonują wiele obliczeń, wizualizacji oraz ocen w bardzo krótkim czasie. Nie będę wyjaśniał, że sposób w jaki postrzega nas społeczeństwo to obraz zniekształcony  i wiele opinii o szachistach jest wynikiem całkowitej niewiedzy. Do księgi absurdów wpisano jako zabawną ciekawostkę, że dla zawodowych szachistów wymagane są badania lekarskie! Mało kto daje wiarę, jak dużym obciążeniom poddawany jest organizm szachisty podczas partii szachów. Dla ludzi nie związanych z naszą dyscypliną szachista to osobnik, który nie mając pomysłu na to co ze sobą zrobić "ślęczy" całymi godzinami nad szachownicą i wykazuje szereg cech, które wskazywałyby na jakąś bliżej nie określoną formę autyzmu. 
            Nie tak dawno Ireneusz Krosny obchodził swój jubileusz pracy artystycznej. Podczas swojego występu nareszcie po tylu latach przemówił! Jednym z punktów jego występu był skecz:" pojedynek dwóch wielkich szachowych mistrzów". Krosny parodiując Dariusza Szpakowskiego komentował głosem pełnym emocji partię, którą rozgrywali owi "wielcy mistrzowie". Rzecz w tym, że skecz trwał około pięciu minut, jednak zawodnicy siedzieli jak zaklęci naprzeciw siebie pochyleni nad szachownicą i nie wykonali żadnego posunięcia, co kontrastowało ze słowotokiem komentatora. Publiczność naprawdę dobrze się bawiła. Wypadałoby w tym miejscu zastanowić się, czy taki skecz mógłby przejść w Rosji czy powiedzmy na Ukrainie?( Poniżej zdjęcie, które zrobiłem wieczorem na placu Szewczenki w Kijowie. Tu gra się zawsze bez względu na pogodę czy porę dnia. Jakże nam daleko do tak powszechnej obecności szachów w życiu codziennym jak na Ukrainie!) 

 

 

 Myślę, że żadnemu liczącemu się komikowi z tych krajów pomysł na taki skecz nie pojawiłby się w głowie. Chodzi o to, że szachy  to bardzo ważny aspekt życia dla tych nacji. W Rosji od czasów Czigorina pokochano szachy i zawsze dla Rosjan było kwestią ambicji panować w tym królestwie niepodzielnie. W Polsce mieliśmy piękne dwudziestolecie międzywojenne. Był to okres Złotej Olimpiady, Rubinsteina i innych naszych wielkich mistrzów . Po wojnie roztaczał się w Polsce krajobraz iście księżycowy jeśli chodzi o szachy. Rosjanom bardzo zależało między innymi na tym, żebyśmy jako państwo satelitarne nie byli dla nich w szachach zagrożeniem. I nie byliśmy! Gdy wpadał do nas od czasu do czasu Smysłow z kurtuazyjną wizytą witano go kwiatami, żartowano, recytowano okolicznościowe wierszyki. Cały kompleks Rosjan jaki nosimy w sobie bodaj od 17 wieku był widoczny jak na dłoni. Mieliśmy jakiegoś tam arcymistrza o którym wiadomo, że był.                               


Po 89 roku zaczęło przybywać niezłych zawodników, pojawiło się kilka mocnych klubów, ale faktem jest, że nadal mamy w szachach całe eony do nadrobienia. Aby szachy były w Polsce czymś więcej potrzeba ludzi odważnych, którzy bez komplesów otworzą nasz piękny, choć hermetyczny świat, na inne środowiska. Stopniowo powinniśmy trafiać do świadomości społeczeństwa, obalać nieprawdziwe mity o nas i pokazać naszą wspaniałą dyscyplinę w prawdziwym świetle. Na obecny obraz szachisty jaki egzystuje w świadomości reszty społeczeństwa nie może być mojej, jak i waszej zgody Drodzy Czytelnicy. Skromność w naszym wypadku jest raczej niewskazana, chyba, że zadowala nas "nasz mały świat"?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz