- Na wstępie gratulacje z okazji zdobycia drugiego tytułu mistrza Polski seniorów. Który z nich sprawił Ci więcej satysfakcji, ten z Krakowa (2006), czy obecny?
Na pewno cenniejszy był tytuł zdobyty teraz. W Krakowie nie grali wszyscy najlepsi. Teraz ze ścisłej czołówki nie zabrakło nikogo. Oba turnieje miały też miejsce w innych momentach mojej kariery. W 2006 roku wybierałem czy skupić się bardziej na studiach czy na szachach. Wygrana w MP sprawiła, że szachy zacząłem traktować poważniej i dzięki temu w połowie 2007 roku w końcu wskoczyłem na 2600. Niestety, od tego czasu nie zrobiłem wyraźnego postępu, ale mam nadzieję, że teraz się to zmieni.
- Który tytuł był trudniejszy do osiągnięcia?
Ciężko to porównywać, bo formuła obu turniejów była inna. Fizycznie cięższy był turniej w Krakowie, w końcu było to aż 13 rund, bez dnia przerwy. Czysto szachowo cięższy był zapewne turniej w Warszawie, choćby dlatego, że dopiero na samym końcu wyskoczyłem zza pleców Radka Wojtaszka.
Uwierzyłem, że mogę stanąć na podium po wygranej z Kamilem Mitoniem, a po wygranej z Michałem Krasenkowem byłem pewien, że będzie dobrze. Ale takie przeczucie bywa złudne. Gdyby Marcin Dziuba zagrał jeden dokładniejszy ruch mógłbym nawet nie załapać się na pudło.
- Nie są to jedyne złote medale w twojej karierze. Zaczynałeś od pierwszego miejsca w mistrzostwach Polski juniorów do lat 10, kto Ci pokazał szachy i jak to wyglądało na początku?W szachy nauczył nas grać Tata. Nas, bo w szachy gra również Michał, mój o 1,5 roku młodszy brat. Dość szybko zapisał nas do warszawskiej Polonii, która od zawsze, a zwłaszcza wtedy, miała dobry system szkolenia juniorów. Dzięki temu mogłem szybko progresować.
- Co sądzisz o "młodych, gniewnych". Mam tu na myśli Kamila Draguna, Darka Świercza i Kacpra Pioruna. Sytuacja w mistrzostwach sprawiła, że Kacper, gdyby wygrał ostatnią partię z Radkiem Wojtaszkiem, to stałby obok Ciebie na podium?
Do tej trójki dodałbym Marcela Kanarka, który moim zdaniem również jest bardzo utalentowany. Niestety, wszyscy mnie zawiedli. Najwyższe miejsce zajął Darek, ale spodziewałem się po nim o wiele więcej. Jedna wygrana z Tomaszem Markowskim, na dodatek bardzo szczęśliwa, to niestety niezbyt wiele. Kacper znacznie lepiej grał rok temu w Chotowej, gdzie pokonał między innymi Bartłomieja Macieję. Tym razem z Bartkiem przegrał w pierwszej rundzie, co może rzutowało na turniej. Realnych szans na medal Kacper nie miał. Marcel zagrał kilka fajnych partii, ale jak zwykle gubiły go niedoczasy. Dla Kamila turniej był dobrą szkołą. Wydaje mi się, że juniorów trzeba oceniać surowo i szybko oczekiwać postępów. Wystarczy spojrzeć jak radzą sobie Giri, Negi, Robson. To do nich powinni równać nasi zawodnicy, a nie do polskich seniorów, którzy - taka jest smutna prawda - w tym momencie na świecie się nie liczą. Ale mam nadzieję, że to się zmieni wkrótce. Nowy Zarząd PZSzach ma zupełnie inną strategię niż poprzedni - chce stawiać również na wyczyn. To na pewno zmobilizuje seniorów do pracy, więc powinny też przyjść wyniki. Zresztą - im lepsze warunki będą mieli seniorzy, tym większa szansa, że juniorzy nie zniechęcą się do szachów. Paweł Czarnota, Wojtek Moranda czy Michał Olszewski to zawodnicy, którzy spokojnie mogliby osiągnąć 2700. Ale - przynajmniej takie jest moje zdanie - widząc, że w Polsce nikt nie interesuje się arcymistrzami, postawili na studia i to w maksymalnym wymiarze. Dla nich to pewnie dobra decyzja, ale dla polskich szachów ogromna strata.
- Co jest najtrudniejsze w szachach?
Dla każdego co innego, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy czysto szachowe. To co jest problemem dla wszystkich, to umiejętność radzenia sobie z porażkami. Każdy musi z tym sobie radzić, a wielu zawodników tego nie potrafi i osiągają przez to gorsze wyniki. W końcu nagromadzenie emocji jest duże, a ich ujścia przy partii nie ma. Dlatego tak ważna jest aktywność fizyczna.
- Z wykształcenia jesteś?
Skończyłem licencjat na Wydziale Zastosowań Informatyki i Matematyki na warszawskiej SGGW.
- Jaki wpływ miały szachy na Twoją edukację?
Na pewno spory. Ciągłe wyjazdy sprawiły, że od 10 roku życia zawsze miałem jakieś zaległości w szkole. Ale tak miał każdy szachista, więc to nic nadzwyczajnego.
- Jak wygląda Twoja praca nad szachami, ile poświęcasz czasu na przygotowania. Jakie zagadnienia szczególnie preferujesz a czego nie lubisz robić?
Staram się pracować codziennie. Szachy lubię jako całość, ale nie przepadam za komputerami. Według mnie, zwłaszcza przygotowanie debiutowe, szachy straciły wiele uroku przez maszyny. Teraz kreatywne idee można obalić za pomocą Fritzów, Rybek w kilka chwil. Oczywiście, komputery pozwalają też znaleźć nowe idee w pozornie "pogrzebanych" liniach, ale nie jest już to wysiłek czysto ludzki. To mi się nie podoba, ale czasu nie można zatrzymać.
- W szachach osiągnąłeś już bardzo dużo, ale czy to szczyt Twoich możliwości. Czy ranking 2800 jest w Twoim zasięgu?
Nie wydaje mi się, bym w szachach osiągnął dużo. Nigdy nie byłem nawet w TOP 100 światowego rankingu, więc o czym my mówimy? O sportowcach z innych dyscyplin, którzy nie zajmują czołowych lokat nawet nie chcę słuchać. Czy 2800 jest w moim zasięgu? Wolę odpowiedzieć na pytanie które miejsce w rankingu jest w moim zasięgu, bo to lepiej odzwierciedla siłę gry niż ranking. Chciałbym dołączyć do TOP 30 na świecie, ale do tego bardzo daleka droga i bez dużej pracy na pewno się to nie uda. Myślę, że bliżej tego jest Radek Wojtaszek i gorąco mu tego życzę. W końcu rywalizacja w kraju jeszcze bardziej motywuje do podnoszenia poziomu.
- Obecnie jesteś redaktorem naczelnym czasopisma MAT. Czy to jest bardzo absorbujące zajęcie? Jak się wiedzie MAT-owi na bardzo trudnym rynku "fachowego słowa pisanego"?
Mat zabiera bardzo dużo czasu, ale nie jest to czas stracony. Po pierwsze to odskocznia od treningów i zawodów, a po drugie daje wiele przyjemności. Cała redakcja spotkała się już z dużą ilością pozytywnych komentarzy. Wkładamy dużo serca w pismo i cieszymy się, że dajemy ludziom coś fajnego. Rynek słowa pisanego jest trudny, ale jest on trudny również z powodu...samych szachistów. Sporo osób co prawda czasopismo chwali, ale już zaprenumerować nie zaprenumeruje. Na pytanie dlaczego pada zazwyczaj szereg pokrętnych odpowiedzi, z których można wywnioskować - "a bo to tyle roboty" :). Mam nadzieję, że szachiści, zwłaszcza Ci, którym pismo się podoba, szerzej będą się garnąć do prenumeraty. Chcielibyśmy rozwijać czasopismo i prowadzić je przez lata, ale bez Czytelników kiedyś straci to sens, bo nie zawsze będziemy mieć tyle energii.
- Czy swoją przyszłość wiążesz tylko z szachami?
Wszystko zależy od tego jak będzie się rozwijała moja kariera. Jeśli zobaczę, że mój poziom gry nie ulega poprawie - skończę z szachami jako profesją. Oczywiście, czasami można nie mieć obiektywnego spojrzenia odnośnie własnej siły gyr, zwłaszcza jak szachy się lubi. Trzeba jednak podejmować ciężkie decyzje. Jeśli miałbym być zawodnikiem na poziomie połowy drugiej setki rankingu do profesjonalna gra nie jest zbyt intratna.
- Jak spędzasz czas wolny?
A co to jest? Na poważnie, od czasu założenia "Mata", czyli od prawie 1,5 roku, mam mało czasu wolnego. Turnieje, treningi, Mat - zajmują dużo czasu. Gdy mam wolne najchętniej wybieram aktywność fizyczną (zwłaszcza piłkę nożną) albo książkę. Od czasu do czasu zagram również z bratem (i nie tylko z nim) w jakąś grę komputerową.
- Co z dziewczynami, z założeniem rodziny itd.?
Od ponad 3 lat moją dziewczyną jest arcymistrzyni Marta Przeździecka.
- Podaj trzy rzeczy, które powinny zniechęcić młodego chłopca do gry w szachy?
Nie prowadzę antyreklamy ulubionej dyscypliny, nie podam żadnej.
- Podaj trzy rzeczy, aby zachęcić ośmiolatka do gry w szachy?
Szachy są wspaniałą przygodą, dzięki której można poznać bardzo wiele wartościowych osób i zwiedzić cały świat. A jak ktoś to naprawdę lubi i jest dobry, to może mieć nie tylko hobby, ale i zawód na całe życie.
- Plany na najbliższą przyszłość.
Luty poświęcę na treningi, a w marcu lecę na ME do Rijeki. Chciałbym poprawić wynik z ubiegłego roku, który i tak był niezły - 17 lokata.
Na zdjęciu: Podium mistrzostw Polski 2010. Między Mateuszem Bartelem, Radkiem Wojtaszkiem i Jackiem Gdańskim jest człowiek, który pomaga szachistom. Najwyższa ocena.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz