Olimpiada w Khanty Mansiysku (2010) |
Trzykrotnie zdobywał tytuł mistrza Polski juniorów: w 1995 r. w kategorii do 10 lat, w 1997 - do 12 lat oraz w 2002 r. - do 18 lat. W latach 2002 i 2003 został kolejno wicemistrzem i mistrzem Europy juniorów do 18 lat. W 2001 r. zadebiutował w finale mistrzostw Polski seniorów. W 2006 r. został mistrzem Polski, wyprzedzając Bartosza Soćko i Radosława Wojtaszka. W 2007 r. zdobył drugi medal mistrzostw kraju seniorów, zajmując w Opolu III miejsce, natomiast w 2010 r. w Warszawie – drugi tytuł indywidualnego mistrza Polski. W 2011 r. obronił w Warszawie tytuł mistrza Polski, zdobywając trzeci w karierze złoty medal.
Pierwszy wynik arcymistrzowski uzyskał w 2003 r. na turnieju Aerofłot Open w Moskwie. W tym samym roku zdobył w Balatonlelle srebrny medal drużynowych mistrzostw Europy juniorów do lat 18. W lutym 2004 r. zajął piąte miejsce w silnie obsadzonym turnieju szwajcarskim HIT Open w Słowenii oraz uczestniczył w mistrzostwach świata FIDE w Trypolisie. W pierwszej rundzie tych mistrzostw, rozgrywanych systemem pucharowym, został wyeliminowany przez Tejmura Radżabowa. W styczniu 2005 r. zwyciężył (wraz z Wiktorem Michalewskim) w turnieju otwartym Drammen International w Norwegii[1], zaś w kwietniu tego roku zajął II miejsce (za Zoltanem Gyimesi) w I mistrzostwach Unii Europejskiej w Cork[2]. W roku 2006 r. reprezentował Polskę na olimpiadzie szachowej w Turynie, zdobywając 5 pkt w 10 partiach[3]. W 2007 r. zwyciężył w turniejach open w Gironie[4] oraz na Wyspie Man (wspólnie z Zacharem Jefimienko, Michaiłem Kobaliją, Michaelem Roizem, Jurijem Jakowiczem oraz Witalijem Gołodem)[5]. W 2008 r. podzielił I m. w Barcelonie (wspólnie z Pablo Lafuente, Diego Di Berardino i Josepem Omsem Pallise)[6], natomiast w 2009 r. zwyciężył w silnie obsadzonym turnieju w Prievidzy. Również w 2009 r. wystąpił (jako jedyny Polak) w turnieju o Puchar Świata, w I rundzie pokonując Borysa Graczewa, ale w II przegrywając z Yu Yangyi[7]. W 2010 r. podzielił I m. (wspólnie z Borysem Graczewem i Bartłomiejem Macieją) w II Międzynarodowym Arcymistrzowskim Turnieju Szachowym im. Unii Lubelskiej w Lublinie[8]. W tym samym roku po raz trzeci w karierze wystąpił na olimpiadzie, zdobywając srebrny medal za indywidualny wynik na V szachownicy[9].
Najwyższy ranking w dotychczasowej karierze osiągnął 1 marca 2011 r., z wynikiem 2638 punktów zajmował wówczas 3. miejsce wśród polskich szachistów[10].
Redaktor naczelny powstałego w 2009 r. czasopisma szachowego "Mat"[11].
Mateusz zgodził się udzielić mi wywiadu specjalnie dla Czytelników Szacharni.
Krzysztof Długosz - Gratulacje – trafiasz właśnie do grona ścisłej elity polskich szachistów w całej historii. Pozwolisz, że przypomnę. Oprócz Ciebie tylko sześciu szachistów było dwa razy pod rząd mistrzami kraju (K. Tartakower, B. Śliwa, K. Plater, K. Pytel, W. Schmidt i T. Markowski). Więcej od Ciebie tytułów zdobyli zaledwie czterej – W. Schmidt (7), B. Śliwa (6), T. Markowski (5), A. Sznapik (4) - M. Bartel (3). Jak się czujesz w takim gronie?
Mistrz Polski - Warszawa 2011 |
Mateusz Bartel - Miło znaleźć się w tak zacnym gronie i na pewno odczuwam z tego powodu dużą satysfakcję.
K.D. - Masz 26 lat. Czy jesteś w stanie przeskoczyć panów wymienionych wyżej, zwłaszcza że tylko Tomasz Markowski może poprawić swoje osiągnięcia (mam nadzieję, że Włodzimierz Schmidt - lider tej klasyfikacji - mi wybaczy)?
M.B. - W szachy zamierzam grać nadal, zatem szanse na pewno mam, ale póki co w Polsce jest kilku szachistów ode mnie lepszych i o każdy kolejny tytuł będzie bardzo ciężko.
K.D. - Warszawskie mistrzostwa wygrałeś zdecydowanie. Czy Ty jesteś taki dobry, czy przeciwnicy tacy słabi?
M.B. - Na pewno pewno nie powiem, że przeciwnicy byli słabi. Czy ja jestem dobry? W tym roku w mistrzostwach grałem bardzo dobrze, być może najlepiej w karierze. Poziom partii był wysoki, znacznie wyższy niż rok temu, kiedy nie brakowało mi szczęścia.
K.D. - Rok temu pytałem Cię o „młodych gniewnych”. Ciepło się o nich wypowiadałeś, ale w kolejnej mistrzowskiej konfrontacji był Bartel a młodzież pewnie się „gniewa”, bo zostawiłeś ich daleko z tyłu?
M.B. - Bez wątpienia najlepiej radzi sobie Darek Świercz, którego progres jest wyraźny. Kacper Piorun od pewnego czasu stanął w miejscu, być może z uwagi na rozpoczęcie studiów. Nieco młodsi zawodnicy, Dragun, Kanarek, Sadzikowski na razie zbierają doświadczenie. Byłoby im łatwiej gdyby regularnie grali w silnych turniejach.
K.D. - Dużą niespodzianką było srebro dla Pawła Jaracza. Przypadek, szczęście czy...?
M.B. - Pawła od zawsze uważałem za bardzo silnego szachistę jeśli mówimy o czysto szachowych umiejętnościach. To specyficzny zawodnik, który upodobał sobie grę z kontrataku – nie trzeba być specjalistą by to dostrzec, bo w MP Paweł miał znacznie lepsze wyniki czarnymi niż białymi. Tym razem umiejętności i zwiększona pewność siebie po wygranej z Bartłomiejem Macieją na pewno pomogły Pawłowi utrzymać formę przez cały turniej. A, że czasami dopisywało szczęście? W szachach nawet tak zwany „fuks” z czegoś się bierze i nie jest do końca przypadkowy!
K.D. - Który moment w mistrzostwach był dla Ciebie najtrudniejszy?
M.B. - Grałem dobrze przez cały turniej, a pewne problemy miałem jedynie w partii z Pawłem Jaraczem. Myślę, że najistotniejszy był start – przy mojej bardzo niestabilnej formie dobre wkroczenie w turniej jest bardzo ważne.
K.D. - Czy tak mało liczny „szwajcar” to optymalna formuła rozgrywania mistrzostw kraju, czy może lepiej wrócić do finału kołowego?
M.B. - Faktycznie, teraz jest dobry moment by zastanowić się nad analizą systemu. W mistrzostwach mogło zagrać ok. 35 zawodników, ale wielu z nich – głównie z przedziału 2500-2600 zrezygnowało. To niestety podważa sens szwajcara, bo jednym z celów jego wprowadzenia było umożliwienie gry silnym zawodnikom w finale bez konieczności przechodzenia bezsensownych eliminacji. Skoro jednak zawodnicy „środka” nie chcą grać, to szwajcar traci nieco sensu. Z drugiej strony, nawet przy 22 osobach mieliśmy wielką bojowość i dużo emocji. No i oczywiście miejsca w finale mieli juniorzy, dzięki czemu na pewno zdobyli doświadczenie. Wprowadzenie systemu kołowego automatycznie zabiera drogę do finałów wielu zawodnikom. Także kibice będą narzekać – odestek remisów w kołówce istotnie się zwiększy. Pewnym pomysłem jest system pucharowy, ale nie wszyscy są do niego przekonani.
K.D. - Oczywiście kolejnym, ważnym dla Ciebie turniejem będą mistrzostwa Europy we Francji. Medal?
M.B. - O medal będzie ciężko, bo obsada jest chyba najlepsza w historii, a na dodatek rok temu w Rijece zaliczyłem najgorszy występ w życiu. Moim celem, tak jak większości zawodników w turnieju, jest awans do pucharu świata, który uzyska 23 zawodników (z odrzuceniem tych, którzy awans już posiadają).
K.D. - Czy wystartujesz w kwietniowych mistrzostwach Europy w Łowiczu w rozwiązywaniu zadań szachowych i co one dla Ciebie znaczą w codziennej pracy szachisty – zawodowca?
M.B. - Mógłbym spróbować, chociaż nie mam żadnego doświadczenia w samomatach i matach pomocniczych. Za to codziennie staram się rozwiązywać studia, także te na Szacharni. W Łowiczu jednak nie zagram – wtedy będę na ME we Francji.
K.D. - Pytałem Cię o ranking 2800 a Ty sprytnie „wykręciłeś się” Radkiem Wojtaszkiem. Na mistrzostwach Polski zrobiłeś 2789 !! Czyli jednak można?
M.B. - Od kilku lat moje wyniki są mocno niestabilne, co sprawia, że mój ranking – pomimo wielu udanych turniejów – nie podnosi się. Jeśli uda mi się uniknąć bardzo słabych turniejów, to i ranking się podniesie. Jednak mam też takie podejście, że lepiej raz zyskać 20 a raz stracić 20, niż dwa razy zarobić 5 punktów. W szachach, jak w każdym sporcie, liczą się zwycięzcy, ranking to tylko dodatek.
Mecz w Bundeslidze (za Mateuszem Paweł Czarnota) |
K.D. - Co powiesz o swoich wpadkach w Bundeslidze? Kilka udało mi się opublikować. Wyjazdy do Niemiec to sposób na zarabianie „kasy”?
M.B. - Ostatni sezon ligowy nie tylko w Niemczech, ale także w Czechach, to dla mnie droga przez mękę. Moje straty rankingowe to... 28 punktów, czyli bardzo dużo. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego tak się dzieje, ale intensywnie nad tym myślę. Trochę wstyd, jak tydzień po wygraniu mistrzostw Polski przegrywam z dużo niżej notowanym rywalem praktycznie w miniaturce...
K.D. - Czy granie w szachy na Twoim poziomie zapewnia Ci „dostatek” finansowy? Mam nadzieję, że już przynajmniej fundamenty willi z basenem pod Warszawą są w stanie surowym?
M.B. - Szachy to nie jest dyscyplina, w której można liczyć na kokosy kiedy jest się zawodnikiem drugiej setki na świecie. Owszem, udaje mi się zarobić całkiem niezłe pieniądze, jak choćby teraz na MP, ale też nie jest to „dostatek”. Zakup mieszkania (nie willi) w Warszawie to już nie lada wyzwanie.
K.D. - Czy i kiedy dołączysz do grona arcymistrzowskich małżeństw? To może być polska specjalność w światowym środowisku szachowym?
M.B. - Arcymistrzowskie małżeństwa to nie tylko domena Polaków, chociaż faktycznie w ostatnich MP grały aż trzy arcymistrzowskie pary (Soćkowie, Gajewscy i Jaraczowie). Czy Marta Przeździecka i ja do nich dołączymy? Nie mówię nie! :)
K.D. - Co sądzisz o tym, bym za rok zrobił z Tobą wywiad z racji czwartego tytułu mistrza Polski?
M.B. - Zgadzam się! Wygranie trzeciego tytułu z rzędu byłoby dla mnie wielką sprawą, ale na pewno będzie ciężko. Do czołówki zbliży się na pewno Darek Świercz, a inni zawodnicy na pewno nie będą próżnować – Grzesiek Gajewski wygrał dopiero co Cappelle la Grande i (mam nadzieję!) będzie to początek pasma jego sukcesów. Także na pewno będzie ciekawie i wcale nie muszę być w gronie faworytów.
K.D. - Przejdźmy teraz do dziennikarstwa szachowego. Co się dzieje z czasopismem MAT? Informacje są bardzo skąpe. PZSzach podaje tylko to, co musi. Czytałem na stronie związku, że wystąpiłeś jako redaktor naczelny o nawiązanie współpracy, ale odpowiedź była negatywna. Upłynął bardzo krótki czas i wszystko się zmieniło. Wielu moich Czytelników bardzo się interesuje MATEM. Masz niepowtarzalną okazję wszystko szczegółowo wyjaśnić. Na Szacharnię i Królowe szachów dziennie „wchodzi” do tysiąca internautów, w tym ok. 20% to Czytelnicy ze „świata”.
Dziecko Mateusza, oczywiście nie "Dragunik" |
M.B. - Dwa lata, które Staszek Zawadzki, Grzesiek Gajewski oraz ja poświęciliśmy na MAT-a to dużo czasu. Chcieliśmy zrobić dobre czasopismo i (bez fałszywej skromności) udało się to. Pismo dobro, ale nie idealne – można w nim jeszcze sporo rzeczy zmodyfikować, poprawić. W pewnym momencie uznaliśmy, że praca ta zabiera nam za dużo czasu – Grzesiek i ja skupiamy się przecież głównie na wyczynowej grze, a Staszek kończy właśnie studia. Także stwierdziliśmy, że projekt MAT pod naszymi skrzydłami musi się zakończyć. Nie chciałem jednak, by z rynku zginęło jedyne porządne (to nie jest tylko moja opinia, raczej cytuję dziesiątki rozmówców) czasopismo. Dlatego starałem się przekonać Związek, że warto by przejął on MAT-a i cieszę się, że do tego doszło. Faktycznie, na początku były pewne opory, a raczej niedomówienia, ale ostatecznie udało się. Liczyłem się z tym, że natychmiast pojawią się tysiące „ekspertów”, którzy zarzucą Związkowi, moim wspólnikom i mnie wiele bezeceństw – ale Polska to już taki naród pieniaczy. Otóż prostuję – MAT został sprzedany za symboliczną złotówkę, nie miał ani grosza długów. Ani moi wspólnicy ani ja nic na tym nie zarobiliśmy, za to mogliśmy przeczytać tu i ówdzie, że porównuje się nas do p. dr. Filipowicza, która kilka lat wstecz (będąc członkiem Zarządu!) zlecił związkową dotację na swoje czasopismo. Przyznam, że takie porównania bardzo mnie bolą, bo poświęciłem sporo czasu (a także nieco własnych pieniędzy) na to, by polska społeczność szachowa miała pismo z prawdziwego zdarzenia.
K.D. - Co Ci się nie podoba w Szacharni a co warto uwypuklić (proszę bez owijania w bawełnę). Najwyżej nie opublikuję – to oczywiście żart.
M.B. - Przede wszystkim – bardzo się cieszę, że istnieją takie strony jak Szacharnia. Szachistów w Polsce nie brakuje, ale ciekawych stron – owszem. Szacharnia jest aktualna i, co nie jest proste (bo sprawdzam wyniki turniejów regularnie), potrafi mnie zaskoczyć różnymi wiadomościami. Do tego ostatnio całkiem fajne są codziennie wrzucane studia.
To moje "dziecko" |
Nie podoba mi się za to całkiem spora liczba mniej lub bardziej zawoalowanych ataków, podejrzeń czy insynuacji. Polskie szachy straciły już niejednego działacza, organizatora czy sponsora przez takie polskie piekiełko. Niestety, u nas powszechne jest szukanie dziury w całym, przekrętu, skandalu, sensacji czy nieuczciwości. Owszem, czasami trzeba zareagować (jak np. ostatnio na Szacharni pojawiło się zdjęcie z MP juniorów – także uważam, że warunki gry nie przystają randze zawodów), ale czasami warto się zastanowić czy kogoś takim wpisem się niesłusznie nie atakuje. Może warto dowiedzieć się więcej? Ok, teraz takie są standardy dziennikarstwa, ale z drugiej strony Gens una Sumus – jako społeczność szachistów powinnyśmy działać wspólnie.
Sam, chociaż akurat nie na Szacharni, byłem nie raz ofiarą ataków „dobrze poinformowanych”. Anonimowe dla mnie osoby z USA, Zbigniew Nagrocki oraz Hinda Śledziewski, na swoich stronach nie raz oskarżały mnie o ustawione partie. Pierwszy raz już w 2006, kiedy po raz pierwszy zdobyłem mistrzostwo Polski. Mam wielki żal do tych osób, bo przez całą moją karierę starałem się być przykładem uczciwej gry, ani razu nie wchodząc w żadne układy. Kiedyś nawet, na ME juniorów w 2003, mając już zapewniony tytuł, w ostatniej rundzie grałem ze Zbyszkiem Paklezą. Jeśli przegrywałem – Zbyszek brał brąz, kosztem Rosjanina. Uważałem jednak, że muszę grać fair, nawet pozbawiając mojego kolegę medalu. To była chyba najcięższa dla mnie partia w życiu, ale po długiej obronie uzyskałem remis, a Rosjanin nie wierzył własnym oczom, że Polacy się nie dogadali... Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że kilka lat później ludzie zapomnieli o tym, że gram fair i oskarżali mnie o coś zupełnie przeciwnego. Przyszło im to łatwo – siedzą z dala od polskich wydarzeń, nikogo nie znają itp. Gdyby się choć trochę dowiedzieli, byliby bardziej wiarygodni. Standardy Szacharni są znacznie wyższe, ale i na tej stronie można znaleźć czasami informacje zupełnie nie sprawdzone, pomawiające różne osoby.
Z punktu widzenia redaktora czasopisma drażnią mnie także niepodpisane zdjęcia – wydaje mi się, że jest to naruszenie praw autorskich. No i na koniec jeszcze komentarze – lepiej wrzucać partię bez komentarza niż skomentować ją byle jak – często na Szacharni zdarzają się potem takie komentatorskie niedoróbki.
Miało być szczerze – więc jest. Mam nadzieję, że Szacharnia jeszcze przez długie lata będzie dostarczała szachowym kibicom najświeższych informacji, a z czasem może przekształci się w zupełnie komercyjny serwis? Życzę sukcesów!
K.D. Dzięki serdeczne, że aż tyle czasu poświęcasz Szacharni. Na Twoje „zarzuty” - dla mnie bardzo cenne – postaram się odpowiedzieć w jednym z kolejnych postów. No i życzę Ci kolejnego wywiadu z Krzysztofem Długoszem za rok.
Tu jest moja odpowiedź - kliknij
Tu jest moja odpowiedź - kliknij
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz