poniedziałek, 24 października 2011

Zagrałem w szachy. Było nieźle, ale znalazł się facet blond

Chyba z moją grą nie jest najgorzej,
bo miałem takich kibiców.
Pierwszy raz miałem okazję uczestniczyć w światowym kongresie szachów, więc gdy w programie pojawił się turniej w blitza, nie omieszkałem się zapisać. W tak zaszczytnym gronie trudno nie zagrać, choć robię to coraz rzadziej. I było świetnie. Grali arcymistrzowie, prezesi związków krajowych, działacze, można by rzec - cały świat. Prawdziwe święto dla miłośnika królewskiej gry.
I wszystko by było znakomicie, gdyby nie pewien blond facet. Po tym, jak poddał się na ruch przed matem, jeszcze zdążyłem mu opowiedzieć historyjkę o Michale Talu (wygrał w podobny sposób) i poszedłem zgłosić wynik. Jakie było moje zdziwienie, gdy po dwóch minutach wezwali mnie sędziowie i powiedzieli, że przegrałem, gdyż nie wyłączyłem zegara. To oczywiście był "postulat" przeciwnika. Podniosłem ręce do góry i stwierdziłem, że z oszustami się nie zadaję. Zapamiętajcie to doświadczenie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz